środa, 4 września 2013

Restauracja "Marktzicht" W Hoofddorp

Jest w naszym mieście śliczna, pełna klasy restauracja. Odkąd ją zobaczyłam to wiedziałam ze kiedyś chcę w niej zjeść szparagi. Dlaczego szparagi? Dlatego iż do tej pory nigdy nie zjadłam szparagów dobrze zrobionych, a ta restauracja co roku wywiesza w sezonie szparagowym banner o tym że je mają, to chyba wpływ reklamy na podświadomość ;) Plus jeszcze urokliwe miejsce, które wieczorami jest pełne klientów, aczkolwiek wyglądające na drogą restaurację (jak na moją kieszeń).




Lecz tak się stało że całkiem niedawno, akuratnie w sezonie szparagowym obchodziłam swoją drugą osiemnastkę ;) (znaczy się skończyłam trzydziesty szósty rok swojego życia)i mój ukochany zaprosił mnie do tej restauracji. Zaprosił mnie i jeszcze dwie księżniczki, zwane naszymi córkami, ale tylko jedna z nich zdecydowała się nam towarzyszyć.

Jest to restauracja z ponad 150'cio letnim stażem. Od 1985 roku prowadzona przez rodzinę Plasmeijer. Szefem kuchni jest Jeroen Kapiteijn.
 
Pierwsze moje wrażenie po wejściu było zaskakujące że jest większa niż z zewnątrz się wydawała. Drugie to spojrzenie do karty, wybór może nie jakiś wielki (i bardzo dobrze, wolę jeść świeże rzeczy a nie mrożonki) ale za to ceny, powiedzmy że w porwaniu z tym co czytałam o holenderskich cennikach, były średnie. Mniej więcej za standardowy zestaw przystawka, dwa dania i deser (ale bez alkoholu) trzeba wydać około 40-50 euro na osobę. Dla nas nie mało, ale jakby nie było nie codziennie obchodzi się takie urodziny ;)



Mój mąż zdecydował się na menu szefa kuchni, tzn. przychodzi on osobiście i pyta o to co się lubi najbardziej zjeść i na podstawie wymienionych składników sam robi dla klienta zestaw, czyli taki zestaw niespodzianka, nie wiesz co dostaniesz :)

A dostał:
przystawka:  zupa na cielęcinie z krokietem
danie główne: krab w tempurze z odrobiną zupy krabowej i algami
danie główne drugie: kotlet z jagnięciny z sałatą z winegretem i zapiekankę ziemniaczaną
deser: lody mascarpone z karmelowym ciastkiem i ciasto lawa, czyli czekoladowe - obłędnie słodkie :)




Ja marząc o szparagach nie mogłam sobie ich odmówić :) Moje menu to: przystawka: carpacio
danie główne: szparagi z jajkiem, szynką i klarowanym masłem
danie główne drugie: stek średnio wysmażony z warzywami sezonowymi (tak pisało w menu a były to: cukinia, marchew, cebula).
Ja na deser miejsca już nie miałam...

 

Królewna ma z kolei dopiero dwa lata, więc jadła to co rodzice, do momentu aż zachciało się jej frytek. Frytki w takim miejscu! Dla mnie to było straszne, no ale na życzenie zamówiliśmy jej menu dziecięce... Ale i tutaj zostałam miło zaskoczona, gdyż nie podano jej byle jakich frytek z mrożonek, o nie! To były normalnie pokrojone ziemniaki (w sensie pokrojone na coś ala frytki) i porządnie usmażone, na porządnym, świeżym tłuszczu. Gdy zdecydowałam się od niej spróbować to normalnie żałowałam że sama sobie ich też nie zamówiłam, choć i moje jedzenie było pyszne :) Do tego była smażona ryba, dokładnie to halibut - pychotka :) A na deser mus jabłkowy, tak dobrego to jeszcze nie próbowałam :)



Spędziliśmy w tej restauracji prawie trzy godziny i był to bardzo miło spędzony czas dzięki cudownemu towarzyszowi mojego życia i córeczce :) A i jedzenie swoje zrobiło, hehe :) Ogólnie jeśli ktoś miałby zaprosić jakąś specjalną osobę do dobrej restauracji to polecam właśnie to miejsce :)

PS. jeśli ktoś lubi restauracje i stać go na takie wydatki to też polecam ;)

A zapomniałabym... na sam koniec był mały zgrzyt... Właściciel przy płaceniu rachunku zapytał czy będziemy się uczyć niderlandzkiego (cały wieczór bez problemu mówił po angielsku), chociaż nawet nie zapytał czy my w ogóle mieszkamy w Holandii... A jeśli bylibyśmy tylko turystami? Nie lubię takich sytuacji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz