poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Kuskus fakira

Nie mam pojęcia czemu się tak nazywa :) Przepis i nazwa pochodzi z gazetki wydawanej co miesiąc w markecie spożywczym Albert Heijn tu w Holandii.
Lubię kuskus na tyle że pomimo mojej niechęci do warzyw strączkowych postanowiłam sprawdzić ten przepis. Nie zawiodłam się, wyszło bardzo smaczne i to tak że nawet moja siedmiolatka która cierpi na ogólną niechęć do warzyw i owoców zjadła bez marudzenia (no dobrze, przyznaję... na początku marudziła ale jak spróbowała to przestała).


niedziela, 25 kwietnia 2010

Ech... szkoda słów... Czyli skutki szczepienia.

Po ostatnim szczepienie wieczorem ręce mojej córeczki były w plamy, ale pomyślałam że poczekam, może się to do jutra (czyli do środy) poprawi. W środę wystąpiła gorączka i plamki zlały się w jedna plamę.



Magiczne naleśniki

Jako iż mieszkam w Holandii to moja córka ma oczywiście holenderskie koleżanki i kolegów którzy często po szkole przychodzą do nas. oczywiście moja córka też chodzi do nich. Zwyczajem jest tutaj że dzieci w szkole się umawiają kto do kogo pójdzie i po szkole pytają rodziców czy mogą. Wtedy rodzic do którego idą dzieci zabiera je ze sobą do domu i dzieci mają godzinę, dwie na zabawę. Co ciekawsze te dzieci zazwyczaj dostają do poczęstowania tylko chlebek z cukrową posypką (przysmak Holendrów), co mi się nie bardzo podoba gdyż dzieci w szkole przez tyle godzin jedzą tylko owoc lub batonika na pierwszej, 15 minutowej pauzie oraz kanapkę na drugiej, godzinnej pauzie, na trzeciej 15 minutowej pauzie tylko piją napoje. Oczywiście wszystko trzeba dać dziecku z domu. Oczywiście są szczęśliwe dzieci które mieszkają blisko szkoły i których rodzice nie pracują, wtedy idą na godzinną pauzę do domu na obiad i wracają potem na zajęcia. Niestety, moja córka do takich nie należy, w jedną stronę mamy 20 minut szybkiego marszu więc mała zostaje w szkole gdzie ma zapewnioną opiekę (odpłatną). Dlatego jestem mało szczęśliwa jak je obiad dopiero o 18...
Dlatego jak przychodzą jej znajomi do nas to zawsze staram się mieć więcej przygotowanego obiadu a jak mam dzień na niegotowanie to robię po prostu naleśniki. Naleśniki to zresztą najlepszy pomysł bo obojętnie skąd gość nasz pochodzi to jeszcze się nie zdarzyło żeby odmówili takiego obiadu.
Staram się urozmaicać naleśniki, bo co to za przyjemność przyjść do koleżanki i myśleć: dzisiaj znowu jej mama będzie robić naleśniki ;) Nie, tak być nie może! Dlatego jak już robię po raz kolejny dla tego samego dziecka to danie to staram się podać je w jakiś nowy, zaskakujący sposób :)
Ciekawostka może być to jak dzieci mówią z czym jedzą pannenkoeken (czyli po polsku naleśniki) w domu. Słyszałam już o dodatkach: z mięsem mielonym, z sosem pieczeniowym, sosem sate (takie coś ala czekoladowy z orzechami, tutaj jedzą ten sos z kurczakiem), z makaronem, z sosem klonowym i cukrem pudrem. Z dżemem czy nutellą jedzą chyba tylko u nas ;)A teraz wracając do moich magicznych naleśników ;) Kiedyś przeglądając różne strony www widziałam naleśniki z zygzakiem, niestety nie zapisałam sobie adresu tej strony, a pomysł wypróbowałam przy najbliższej okazji i wyglądało to tak: