środa, 21 kwietnia 2010

Szczepienie dzieci w Holandii.

Jak wygląda szczepienie dzieci w Polsce wiemy: idziemy do lekarza dziecięcego gdzie dostajemy informacje kiedy jakie szczepienie powinno się odbyć. Szczepienia są obowiązkowe i nie przypilnowanie tego obowiązku teoretycznie jest karane (aczkolwiek nie wiem jak). W Niemczech jest podobnie, przepisano mi z polskiej książeczki szczepień córki te szczepienia które już miała i dostałam termin kiedy i jakie będzie następne. Gdy wyjeżdżaliśmy z Niemiec córka miała bez jednego miesiąca 7 lat i następne szczepienie miała mieć dopiero w wieku 9 lat.


Po przeprowadzce do Holandii i uporaniu się z założeniem ubezpieczenia po pewnym czasie przyszła karta do wypełnienia jakie córka miała już szczepienia. Udałam się tak jak wcześniej zrobiłam to w Niemczech, do naszego lekarza rodzinnego z prośbą o pomoc lub wypełnienie. I doktor odpowiedział że on się tym nie zajmuje, że trzeba zgłosić się do GGD która nam to przysłała i oni nam w tym pomogą. No dobrze, skoro tak postawił sprawę tak to zrobiłam.
Pojechałam do firmy GGD która mieści się zaraz koło szpitala i poprosiłam o spotkanie z jakimś lekarzem który by mi w tym pomógł. Najpierw zdziwnie czemu sama tego nie wypełniłam, potem pani z recepcji obdzwoniła kilku lekarzy i na końcu skierowała mnie do lekarza noworodków i tam miła pani doktór mi pomogła to wypełnić.
Po odesłaniu tej karty w listopadzie przyszło skierowanie na szczepienie, taka ala wydrukowana recepta, na dwa szczepienia (HIP i DTP) ale bez podanego terminu. Znowu byłam w lekarza rodzinnego gdzie dowiedziałam się że szczepienia w ogóle nie należą do jego obowiązków i trzeba to załatwiać znowu z firmą GGD.
No więc mąż zadzwonił gdzie dowiedział się że na razie nie ma szczepień i ma zadzwonić w styczniu... W styczniu kazano zadzwonić w lutym a w lutym odesłano nas do kwietnia... No i w końcu dostaliśmy termin na 20 kwietnia br.
Także pojechałam wczoraj z córką pod wskazany adres którym okazał się basen, a w sumie sala gimnastyczna znajdująca się w kompleksie basenowym. Stały tu trzy stoliki, przy każdym siedziały dwie pielęgniarki które szczepiły dzieci...
Przy wejściu do sali stały jeszcze dwie pielęgniarki które odsyłały do właściwej kolejki. Tak, kolejki... dzieci była masa... Nie mam pojęcia ile mogło ich być ale ze 100 jak nic... a byłam tam o godzinie 9 a szczepienia były od 9 do 12... Tak mi się ze znakowaniem bydła skojarzyło... Straszne.
Nas z powodu zaległego w Holandii szczepienia odesłano do innej sali a w sumie do szatki, gdzie również przy jednym, małym stoliku siedziały dwie pielęgniarki które kazały mi usiąść i wziąć małą na kolana. Sweterek ścigałyśmy więc byłyśmy przygotowane. Obie podeszły ze strzykawkami z dwóch stron (jedna z lewej, jednak z prawej) i jednocześnie dały zastrzyki... Nie wiem czy mała nie płakała bo faktycznie ją to nie bolało czy była zbyt zszokowana takim traktowaniem... Mnie bardziej zszokowało brak pytania o to czy jest zdrowa (jest lekko przeziębiona) i nie zdezynfekowanie skóry przed ukłuciem, dopiero po ukłuciu szybko przetarto i założono plastry. Szok.
W każdym razie w domu córka stwierdziła że nie może się doczekać kiedy znowu będzie miała szczepienie... Po kim to ona ma... Do tej pory zawsze się bała i strasznie płakała... może po tych kilku razach jak widziała że rodziców kłują (oddawaliśmy krew w Niemczech) to się uodporniła? Ale w sumie wtedy już przy ostatnim szczepieniu tak by się zachowała... Nie wiem, wiem że jestem strasznie z niej dumna :) Jako iż tutaj nie zaproponowano jej żadnej nagrody (strzykawki, naklejek czy cukierków jak w Niemczech) to dostała nagrodę od rodziców :) W końcu zasłużyła na nią, prawda? :)

2 komentarze:

  1. nakażdym kroku słysze w tej Holandii to jest złe , tamto robią żle , o matko w jakim to ja nie byłam szoku nie wspomne o moim beaby , to zle tamto zle , ale hurtowo pchają się w to zło , Ja pytam po co? skoro w PL leczą antybiotykami krzywe pierdy a w NL Paracetamolem

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, ale opieka medyczna w Holandii nie jest najlepsza. Mimo sprzętu, którego niejeden polski szpital mógłby pozazdrościć, diagnostyka "leży". Niestety, byłam świadkiem wielu takich historii, kiedy z wizyty na wizytę nic nie było wiadomo, terminy kolejnych wizyt za miesiąc, dwa... a pacjent dalej się męczy. Aż w końcu wielu moich znajomych wsiadało w samolot i do Polski. Czasami w ostatniej chwili. Czasami kończyło się to pobytem w szpitalu. Odpowiadając Anonimowi powyżej, Polacy jeżdżą do Holandii ze względu na zarobki i pracę.

    OdpowiedzUsuń