niedziela, 25 kwietnia 2010

Magiczne naleśniki

Jako iż mieszkam w Holandii to moja córka ma oczywiście holenderskie koleżanki i kolegów którzy często po szkole przychodzą do nas. oczywiście moja córka też chodzi do nich. Zwyczajem jest tutaj że dzieci w szkole się umawiają kto do kogo pójdzie i po szkole pytają rodziców czy mogą. Wtedy rodzic do którego idą dzieci zabiera je ze sobą do domu i dzieci mają godzinę, dwie na zabawę. Co ciekawsze te dzieci zazwyczaj dostają do poczęstowania tylko chlebek z cukrową posypką (przysmak Holendrów), co mi się nie bardzo podoba gdyż dzieci w szkole przez tyle godzin jedzą tylko owoc lub batonika na pierwszej, 15 minutowej pauzie oraz kanapkę na drugiej, godzinnej pauzie, na trzeciej 15 minutowej pauzie tylko piją napoje. Oczywiście wszystko trzeba dać dziecku z domu. Oczywiście są szczęśliwe dzieci które mieszkają blisko szkoły i których rodzice nie pracują, wtedy idą na godzinną pauzę do domu na obiad i wracają potem na zajęcia. Niestety, moja córka do takich nie należy, w jedną stronę mamy 20 minut szybkiego marszu więc mała zostaje w szkole gdzie ma zapewnioną opiekę (odpłatną). Dlatego jestem mało szczęśliwa jak je obiad dopiero o 18...
Dlatego jak przychodzą jej znajomi do nas to zawsze staram się mieć więcej przygotowanego obiadu a jak mam dzień na niegotowanie to robię po prostu naleśniki. Naleśniki to zresztą najlepszy pomysł bo obojętnie skąd gość nasz pochodzi to jeszcze się nie zdarzyło żeby odmówili takiego obiadu.
Staram się urozmaicać naleśniki, bo co to za przyjemność przyjść do koleżanki i myśleć: dzisiaj znowu jej mama będzie robić naleśniki ;) Nie, tak być nie może! Dlatego jak już robię po raz kolejny dla tego samego dziecka to danie to staram się podać je w jakiś nowy, zaskakujący sposób :)
Ciekawostka może być to jak dzieci mówią z czym jedzą pannenkoeken (czyli po polsku naleśniki) w domu. Słyszałam już o dodatkach: z mięsem mielonym, z sosem pieczeniowym, sosem sate (takie coś ala czekoladowy z orzechami, tutaj jedzą ten sos z kurczakiem), z makaronem, z sosem klonowym i cukrem pudrem. Z dżemem czy nutellą jedzą chyba tylko u nas ;)A teraz wracając do moich magicznych naleśników ;) Kiedyś przeglądając różne strony www widziałam naleśniki z zygzakiem, niestety nie zapisałam sobie adresu tej strony, a pomysł wypróbowałam przy najbliższej okazji i wyglądało to tak:


I tak się złożyło że było to wtedy gdy była u mojej córeczki ta sama przyjaciółka co i w ostatni piątek.
Od razu pod szkołą zostałam poinformowana przez dziewczyny że muszę koniecznie zrobić znowu te magiczne naleśniki co ostatnio :) A że akurat w tym momęcie podeszła do nas wychowawczyni dziewczynek by porozmawiać o tym co Julia musi w domu nadrobić z zaległości które uzbierały się przez te trzy dni które opuściła w szkole i w sumie zaciekawiona co spowodowało taką euforię u dziewczyn :) No i zaczęły pani opowiadać jakie to ja robię cudownie dobre i zabawne naleśniki i że one normalnie muszą dzisiaj też takie mieć. Sami przyznacie że nie jednak kucharka by obrosła w dumę i po prostu musiałam zrobić coś odlotowego :D
Więc uruchamiając wyobraźnię plus podpatrzone pomysły ze stron www wyczarowałam coś takiego:


Te w środku z uśmiecham od razu skojarzyły się dziewczynkom i mi z plackami z teletubisiów, hehe :)
W każdym razie ja upiekłam z mieszanki normalnego ciasta naleśnikowego i z dodatkiem kakao magiczne naleśniki, na talerzach zrobiłam imię każdej z dziewczyn pisakami do malowania na tortach (pomysł podpatrzony z kotlet.tv ), dziewczyny dostały te pisaki do malowania po naleśnikach, posypki cukrowe (ja mam akurat te tortowe ale to im nie przeszkadzało), nutellę, dżem truskawkowy, syrop klonowy i cukier puder. I mam wrażenie że żal było im potem jeść te własnoręczne cudeńka :) Że wolały się bawić i najchętniej wstawić do gabloty :) Ale na szczęście głód wziął górę nad artyzmem i wystarczył to że porobiłam im zdjęcia z ich pracami :) Talerze zostały wylizane dosłownie do czysta, nawet własne imiona zjadły :)
Polecam wszystkim do wypróbowania :)

Przepisu nie podaję gdyż nie odmierzyłam nigdy ile czego dodaję do masy naleśnikowej, robię na oko i zresztą myślę że każdy z nas ma swój, wypróbowany przepis :) Wystarczy tylko jedną chochelkę tej masy odlać, dodać tyle ciemnego kakao by ciasto to zrobiło się ładnie brązowe i wlać najpierw na patelnię właśnie troszkę kakaowego w dowolny wzorek, gdy się lekko podpiecze, nie przewracać tylko wlać na to normalne, jasne ciasto i od teraz postępować jak z normalnymi naleśnikami :)
Życzę udanej twórczości kuchennej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz