niedziela, 25 lipca 2010

Turcja, Icmeler, Hotel "Litera"

Napiszę moją opinię o mieście i hotelu gdzie byłam dla tych co będą być może w przyszłości szukać informacji tak jak ja przed wyjazdem do tego miejsca.
Ja znalazłam bardzo dużo negatywnych opinii z lat 2006-2009, choć te z tego ostatniego roku były nawet częściowo pozytywne. Jako iż wycieczka była już zamówiona to nie mogłam zmienić decyzji i jechałam pełna obaw. Dodam jeszcze że czytałam opinie klientów polskiego biura Itaka (my wyjeżdżaliśmy przez Holenderskie biuro podróży), nie wiem czy tylko to biuro ma w swojej ofercie ten hotel ale u innych nie znalazłam komentarzy. Zresztą podczas mojego pobytu w tym hotelu nie spotkałam żadnych rodaków, słyszałam tylko języki rosyjskie, angielskie i holenderskie. Pobyt nasz był w dniach 13 - 22 lipca 2010 r.



Gdy dotarliśmy do hotelu troszkę zaskoczył nas dawno nie odnawiany wygląd zewnętrzny, no ale wiedzieliśmy że to nie pięciogwiazdkowy hotel.
W recepcji potraktowano nas bardzo miło, kazano nam poczekać na pokój który "jest właśnie przygotowywany". Gdy zapytaliśmy o posiłek (wyjechaliśmy o 2 w nocy z domu, dotarliśmy na miejsce około godziny 13 i prawie nic nie jedliśmy w tych godzinach) zostaliśmy skierowani do jadalni, choć miałam ochotę najpierw się odświeżyć no ale nie było takiej możliwości, trudno.
Po obiedzie zostaliśmy poinformowani że nie mają w tej chwili wolnego żadnego pokoju z balkonem więc albo na jeden dzień umieszczą nas w innym hotelu albo w pokoju bez balkonu a następnego dnia rano mamy się upomnieć o przeprowadzkę. Zgodziliśmy się na pokój bez balkonu.
Po pierwszym wieczornym wyjściu na plażę wiedzieliśmy że balkon przydaje się do suszenia ubrań (my nie z tych co spędzają całe dnie w hotelu) więc na drugi dzień przed wyjazdem na pierwszą wycieczkę statkiem zgłosiliśmy się do recepcji aby zmienili nam pokój. Wprawdzie pani recepcjonistka już o tym zapomniała ale nie był to duży problem, po przyjeździe już mieliśmy wszystkie rzeczy w nowym pokoju na drugim piętrze.Niestety w trakcie tej zamiany zaginęły nasze bilety lotnicze... Kosztowało nas to 90 euro (30 od osoby) by wyrobić nowe z Holland International. Cóż, nasz błąd... z powodu zmęczenia nie dopilnowałam... Dobrze że dokumenty nie zginęły bo było by więcej problemów.

Pokoje czyste, choć dawno nie odnawiane. Firany nie prane chyba z rok. Łazienka zaprojektowana czysto i estetycznie (choć z zasłonami prysznicowymi które lepiły się przy każdym prysznicu do ciała, być może to brak naszej wprawy w obchodzeniu się z nimi) , ale wykończone okropnie. Takiego fachowca który by tak to zrobił w moim domu przegnałabym na cztery wiatry. Prysznic wysoko, nie dało się go ściągnąć co przy myciu długich włosów mojej córeczki było męczące. Plus warto dodać że strumień był skoncentrowany i tak mocny że żartowaliśmy że mamy z biczami wodnymi ;)
W wannie niestety nie było korka który by ułatwił sprawę z myciem dziecka.
Łóżka codziennie ścielone (zawsze po mnie poprawiali), bardzo często wymieniana pościel, co drugi dzień odkurzane. Wanny i umywalki nie umyto nam podczas całego pobytu ani razu (poznać po kurzu który osiadał się na brzegach).
Balkon nieduży, ale do suszenia prania wystarczył ;) Polecam zabranie kawałka sznurka i paru klamerek, gdyż z poręczy zwiewało ręczniki i odzież, a widziałam że sąsiedzi byli bardziej zapobiegliwi niż ja i mieli te rzeczy ze sobą, sznurek przywiązali do klimatyzatorów po obu stronach balkonu - pomysłowe :)
W pokoju klimatyzacja sterowana pilotem, szumi ale nie przeszkadzało to tak bardzo jak ten hałas z dyskotek i restauracji, do północy nie było szans zasnąć bez zatyczek w uszach (mieliśmy na wszelki wypadek i gdy padaliśmy po wycieczkach bardzo się przydawały).
Był też telewizor, w nim chyba z 10 kanałów, większość lokalnych ale był też angielski Euronews z którego mogliśmy czasami dowiedzieć się co na świecie się dzieje.

Posiłki od razu nas bardzo zaskoczyły, było to wszystko na zasadzie szwedzkiego stołu, w podgrzewanych pojemnikach, bardzo dużo, na bieżąco donoszone, bardzo różnorodnie. Plusa mają u mnie za bardzo duży wybór sałatek a minusa za mało lokalnych specjałów, raczej jedzenie przygotowane pod turystów.
Z drugiej strony dobre to było dla mojej niespełna ośmioletniej córki gdyż zawsze w ostateczności mogła wsiąść frytki (w wersji obiadowej) lub naleśniki (w wersji na kolację). Tylko ze śniadań prawie nic jej nie smakowało i jadła same tylko pieczywo (choć czasami udało mi się ją namówić na kawałek sera żółtego, ale już na np. wędlinę z kurczaka którą w domu je tam za nic nie chciała spróbować).
Warto może tu wspomnieć że ich pojęcie jajek "5 minutowych" u mnie nazywa się jajkami "15 minutowymi" (liczonymi od włożenia do wrzątku).
Posiłki są serwowane w godzinach:
śniadanie 8:30 - 10:00
obiad 12:30 - 14:00
snack 15:00 - 16:00 (nie udało mi się nigdy trafić na to więc nie wiem co to jest, ale myślę że to jakaś forma przekąski)
herbatka 17:00 - 18:00 z bardzo dobrym murzynkiem
kolacja 19:30 - 21:00 tutaj większy wybór dań niż na jakiekolwiek innym posiłku, oprócz dań w jadalni jeszcze dania na dworze, przy basenie.
Jedzenie to bardzo duży atut tego hotelu, codziennie coś innego a z tego co zostawało na drugi dzień było zrobione inne danie. Gdy znowu coś zostawało to już nie było przerabiane (ale nie wiem co z tym jedzeniem się działo). Tylko śniadania bardzo monotonne.
Gdy na wyjazd do domu poprosiliśmy o "lancz box" dwa dni wcześniej, pani w recepcji powiedziała że bez problemu i żeby przypomnieć jej o tym dzień wcześniej. Co też zrobiliśmy. Wyjazd mieliśmy o 5:30 a po to jedzenie mieliśmy zgłosić się godzinę wcześniej. Jeszcze dostaliśmy zapewnienie że wszystko będzie przygotowane, niestety następnego dnia okazało się że nic takiego nie było w kuchni zgłaszane i musieliśmy poczekać aż nam coś przygotują... Dostaliśmy 6 suchych bułeczek... Dobrze że smaczne były.
Jeszcze może wspomnę o kelnerach bo warto: uwijają się szybko z usuwaniem brudnych talerzy i są bardzo dyskretni, bardzo to mi się podobało :)

Przy hotelu jest basen, nie jakiś duży ale wystarczający. Przynajmniej dla nas gdyż my byliśmy na nim tylko parę razy, wprawdzie byli ludzie którzy spędzali przy nim cały dzień i już o 8 zajmowali sobie leżaki ale czy to ma jakiś sens? Basen w swoim mieście chyba by taniej kosztował niż cały wyjazd do Turcji ;)
Minusem basenu była nie wielkość, nawet to że strasznie dużo materacy po nim pływało, co przy tej wielkości basenu powinno być zabronione, ale to że były godziny pływania tylko od 8 do 18. Często gdy wracaliśmy z wycieczek i chętnie byśmy z córką która uczy się pływać, poćwiczyli było już za późno... Pomimo iż jasno na dworze jest do dużo po 22 godzinie.
W samym hotelu znajduje się sklepik, który tylko wodę mineralną sprzedaje w tej samej cenie co inne sklepy, wszystko inne ma drożej, choć nie tak bardzo by za każdym razem biegać ulicę dalej do supermarketu ;)
Jest też jubiler i salon tatuażu, tutaj się na cenach nie znam więc się nie wypowiem.
Fryzjer który podrapał mi skórę głowy grzebieniem przy strzyżeniu.
Fotograf oferujący zdjęcia po 15 tureckich lirów za jedno, jeśli chcesz płytkę cd t musisz zamówić minimum 5 zdjęc wywołanych i za płytkę dopłacić dodatkowo 50 lirów. Ja zbiłam cenę do równego rachunku, czyli stu tureckich lirów. Pozy wszystkim każe robić takie same, ma jedne swoje wypróbowane i nie pozwala za bardzo na swoją inwencję ;) Aczkolwiek zdjęcia mu nawet dobre wychodzą.
Tylko nie sugerujcie się tymi zdjęciami które proponuje jako po usłudze retuszu (wygładzenie zmarszczek, wyszczuplenie, itp.) bo ja na miejscu osób na tych zdjęciach śmiałabym się przez łzy z tego co on tam wyprawiał ;)

W piwnicy znajduje się ośrodek "spa" oferujący masaże, saunę, maseczki, manikiur - tyle zapamiętałam ;)
Ja z racji ciąży chciałam najpierw zobaczyć na mężu jak to wygląda i porobić troszkę zdjęć. Za te zdjęcia ciągle ganił mnie jeden z turków gdyż "inni goście mówili że nie życzą sobie by ich fotografować", jako iż widziałam się z tymi gośćmi to wiem że to nieprawda i raczej chodziło o to że ten pan wykonywał chętnym fotografie na których potem zarabiał ;) Ja się nie dałam i mężowi sama robiłam.
Ogólnie cały ten dół zaniedbany i sufit pokryty pleśnią, ale to wina niezabezpieczenia przed dużą wilgocią. Sam masaż mężowi się podobał, sauna też. Ja z punktu obserwatora zauważyłam jedną niemiłą rzecz: ludzie którzy przyszli na wykupione już masaże, byli kierowani do sauny (normalne zachowanie) a potem szli na masaż lecz zanim byli wpuszczeni do pomieszczenia gdzie on się odbywał byli długo męczeni przez pana (tego samego co zdjęcia robił) aż się zgadzali na dodatkowo płatną usługę kąpieli błotnej. Koszt tej usługi to 15 tureckich lirów. Nie odpuścił nawet nastolatkom które tłumaczyły że masaże opłacili im rodzice i nie mogą same zdecydować o wydaniu dodatkowych pieniędzy, stwierdził że on przyjdzie do nich i sam wytłumaczy rodzicom że tak lepiej dla skóry... Męczył je chyba z 15 minut zanim się zgodziły. Ciekawe ile facet miał prowizji od każdej dodatkowej usługi... To był dosłowny agresywny marketing (w Turcji na porządku dziennym).
I choć miałam ochotę na masaż to widok tego nachalnego gościa spowodował że nie poszłam.

Z animacji i rozrywek w samym hotelu to są tylko te przy basenie, codziennie te same. W dzień jakiś konkurs pływania na materacach i siatkówka wodna, wieczorem karaoke i bingo.
Dla dzieci trzy razy dziennie jest "kinder garten" o teoretycznych godzinach:
12:00 - 13:00
15:00 - 16:00
21:00 - 22:00 mini disco
W praktyce jest to tylko półgodziny, dwa pierwsze to zabranie dzieci pod parasol w ogrodzie który został zaprojektowany dla dzieci bo są tam huśtawki, hamaki i jakieś drabinki, w dzień oczywiście za bardzo rozgrzane by z tego korzystać więc dzieci siedzą pod tym parasolem i rysują. Żadnych zabaw, tylko rysowanie.
Najciekawsze dla dzieci jest to wieczorne mini disco gdzie tańczą tak jak animatorzy, codziennie ten sam taniec, ten sam repertuar: angielskie piosenki, kaczuszki i na koniec krótki pociąg z przejazdem pod tunelem zrobionym z rąk gości. Potem monolog DJ do dzieci: "Chwytamy się za rączki, robimy krok do przodu, potem drugi i trzeci. A nie, trzeciego nie robimy bo wpadniemy do wody, na trzeci kłaniamy się widzom. To była próba a teraz już poważnie: raz, dwa i trzy!" To jest wszystko tak monotonne że gdy widzieliśmy to dwa razy a nieraz po wycieczkach i przed wyjazdem następnymi szliśmy spać zaraz po kolacji to córka w łóżku nam mówiła co teraz będzie (oczywiście widzieliśmy ale niech dziecko ma zabawę). Całość też trwa tylko pół godziny a nie jak pisze że godzinę, i o ile dwa pozostałe terminy zaczynają się jak się DJ'owi podobają (bo to on jest całym animatorem wszystkich zabaw) tak mini disc zawsze punktualnie o 21 się zaczyna.

Jeszcze na koniec opisu hotelu wspomnę tylko że nie wiem ile godzinny jest czas pracy w Turcji ale ja od rana do nocy widziałam ciągle te same twarze, czy to pani recepcjonistka, czy kelnerzy, barmani, kucharze, DJ i pozostała obsługa. Jestem przekonana że pracują po minimum 12 godzin...

Tak się rozpisałam że o mieście napiszę w osobnej notatce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz